POZNAJMY SIĘ!
Mam na imię Klaudia i jestem mamą, żoną, przedsiębiorczynią… a przede wszystkim sobą! Znam swoje wartości, wiem, w jakim kierunku zmierzam i jestem ważna dla samej siebie. Dlatego dbam o siebie na co dzień, a nie tylko od święta. Chcę Ci pokazać, jak możesz to zrobić! Ale tak bez spiny. To miłe miejsce. Pokazuję Ci mój punkt widzenia oraz dostępne opcje, a działanie należy do Ciebie (o ile tego właśnie chcesz!). Oprócz tego znajdziesz tu różne sposoby ułatwiania sobie życia, recencje książek, seriali i podcastów oraz treści o endometriozie i minimalizmie. Zrób sobie coś pysznego do picia i zapraszam do czytania!
CO MOGĘ DLA CIEBIE ZROBIĆ!
Chcesz bym pisała dla Ciebie? Nie ma problemu! Jestem copywriterką z doświadczeniem. Specjalizuję się w artykułach blogowych na temat dbania o siebie, rozwoju osobistego oraz macierzyństwa. Piszę także na inne tematy. Chętnie przygotuję treści do sklepu internetowego, na Landing Page oraz do newslettera. Piszę także teksty we współpracy z markami (Poster Store, Bee.pl). Chcesz ze mną współpracować? Napisz do mnie na blog@kocipunktwidzenia!

JAK MOGĘ CI POMÓC?

  • 1
    NEWSLETTER
    Zapisz się, by otrzymywać dwutygodnik, w którym pokazuję, jak odzyskać czas dla siebie i żyć w zgodzie ze sobą.
    Czytaj więcej
  • 2
    WSPÓŁPRACA
    Chcesz, bym napisała o Twojej firmie lub produkcie na blogu? Kliknij tu, by poznać szczegóły!
    Czytaj więcej
  • 3
    COPYWRITING
    Chcesz, bym pisała dla Ciebie? Kliknij tu i poznaj szczegóły!
    Czytaj więcej

ZACZNIJ CZYTAĆ TUTAJ

Przeczytaj najnowsze wpisy!

Tu i teraz - maj 2021

32 tydzień ciąży 8 miesiąc ciąży 3 trymestr

Niespodziewanie kończy się maj, a ja chciałabym, by to czerwiec dobiegał już końca. Nigdy tak bardzo jak teraz nie chciałam, by czas przyspieszył. Zawsze kochałam maj, choć inne miesiące też są piękne i każdy ma w sobie pewien urok, ale w tym roku maj nie zachwycił mnie swoim pięknem. Tak naprawdę dopiero teraz, pod koniec miesiąca wszystko rozkwita... Kilka lat temu w maju skręciłam nadgarstek. Rok później i następnego roku, i jeszcze kolejnego... wiele lat z rzędu w maju miały miejsce różne wypadki. Gdy kończył się kwiecień, wiedziałam już że coś jest na rzeczy. I tego roku tak samo - nie obyło się bez majowych problemów. 


Czuję się...

Czuję się zmęczona. Ciąża daje się we znaki - te dobre (jak kopanie, dokańczanie wyprawki), jak i te złe. Mam zakaz sportu jakiegokolwiek, mam zakaz dźwigania, zakaz współżycia, a nawet spacerów dłuższych niż 20 minut (pod warunkiem, że te 20 minut to będzie naprawdę spokojny spacer). Mam zakaz wszystkiego, muszę się oszczędzać jak nigdy. Mały Człowiek przygotował się już do przyjścia na świat i chyba coś źle obliczył, bo przecież zostały mu jeszcze niecałe dwa miesiące do spędzenia w bezpiecznej macicy. Dlatego chciałabym, by kończył się już czerwiec, bo poród na trzy tygodnie przed terminem przeraża mniej niż teraz - osiem tygodni wcześniej. 

Czuję się zmęczona ciągłym strachem o to, by ten Mały Mężczyzna zdążył dojrzeć nim pojawi się na świecie. Nie mogę się doczekać spotkania z nim, ale jeszcze nie jest na to odpowiednia pora. I cieszę się każdym kopnięciem, choć te są coraz bardziej bolesne, jednocześnie starając się nie denerwować tym, że nawet trzeci trymestr nie jest dla mnie zbyt łaskawy. 

Nie załamuję się. Jesteśmy gotowi w razie czego już teraz, ale mimo wszystko chciałabym, by moje dziecko miało łatwiejszy start w życiu, niż jako wcześniak. Musiałam to z siebie wyrzucić i podzielić się z tobą trudnymi emocjami - nie zawsze jest idealnie, dobrze i bezpiecznie. Trzeba o tym mówić, bo czasem zamykamy się w takiej bańce...

Jednocześnie czuję się szczęśliwa, bo tak niewiele zostało do naszego spotkania. Jeszcze tylko kilka zdanych egzaminów, potem kilka tygodni odpoczynku i będę mamą. Nadal nie mogę w to uwierzyć i czasem wydaje mi się to naprawdę nierealne. 

Czuję się też szczęśliwa, bo przez ostatni rok tak wiele się wydarzyło. Doszłam do siebie po operacji, odważyłam się, by pójść na studia, znalazłam to, co chciałabym robić w życiu, zaszłam w ciążę. Byłam i nadal jestem po prostu szczęśliwa, bo kiedyś nie wierzyłam, że mogę mieć takie życie. Myślę, że jest w tym zasługa mojego V. i bez niego nie byłoby mnie tutaj. To on wyciąga ze mnie to, co najlepsze. 

Czuję się kochana, doceniana i wspierana na każdym kroku. Nie boję się odpoczywać, gdy mam potrzebę. Nie jestem krytykowana, gdy nie ugotuję obiadu, bo nie miałam na to siły. Nie słyszę żadnych wyrzutów, gdy przeleżę cały dzień, a przecież skoro siedzę w domu - mogłabym coś zrobić. Słyszę za to słowa wsparcia, pełne miłości i troski. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego domu. 


Potrzebuję...

Potrzebuję przestrzeni w głowie na strach, na lęk i na wszystkie te trudne emocje, które tak samo są potrzebne. Dawno nie pisałam w moim notesie. Wieczorami nie mam na to siły. Muszę znaleźć czas i miejsce, by wyrzucać z siebie to, co przykre i robić miejsce na dobre emocje, by nie stoczyć się na dno jak to miało miejsce w grudniu, gdy ciążowe hormony tak bardzo dały się we znaki, że przez miesiąc tylko leżałam, spałam i jadłam na zmianę. Nie miałam wtedy nawet siły się myć, choć robiłam to - zmuszałam się każdego dnia. 

Potrzebuję ucieczki od zmartwień; potrzebuję przerwy. Jeszcze tylko kilka egzaminów, jeszcze tylko kilka tygodni i odetchnę z ulgą. A na razie muszę znaleźć sobie zajęcie, które mogę robić oszczędzając się - tak, by zająć głowę czymś innym, bo stres nie służy nikomu. 

Potrzebuję tyle wsparcia i miłości ile się tylko da. Jestem trochę jak dziecko - gdy jestem zmęczona czy smutna, potrzebuję się przytulić, usłyszeć że będzie dobrze. Potrzebuję pogłaskania po głowie przed snem. I rozmów z tym Małym Człowiekiem, któremu tłumaczę, dlaczego jeszcze nie pora na rodzenie się. Nie wiem, czy rozumie, ale kopie w odpowiedzi. Będę wspominać te nasze "rozmowy". 


Jestem wdzięczna za...

Jestem wdzięczna za to, że moje życie jest piękne, choć niekoniecznie bez upadków. Każde gorsze wieści trafiają bardzo mocno w moje serce, ale wierzę, że w tym deszczu zobaczę tęczę i zapomnę o wszystkim tym, co złe. 

Jestem wdzięczna za to, że mam bliskich, którym naprawdę na mnie zależy. Cieszę się, że zawsze mogę z kimś porozmawiać o tym, co czuję i znaleźć jakieś wyjście. Wiem, że nie każdy ma ten luksus. 

Ostatnio też jestem wdzięczna za studia, na które się zdecydowałam. Bałam się tak bardzo, że przez dwa lata odkładałam decyzje o tym, czy w ogóle na nie iść (strach nie był jedynym czynnikiem, który mnie blokował). Gdy dostałam się na uczelnię, nie czułam nic. Ani złości, ani smutku, ani radości. Po prostu przyjęłam ten fakt i zaczęłam się uczyć. Ale teraz doceniam tamtą decyzję i wiem, że była dobra. Już końcówka pierwszego roku, a ja widzę szansę i przyszłość związaną z moim kierunkiem. 

balony dla chłopca

Czekam na...

Jak już wspomniałam wcześniej: czekam na koniec czerwca, gdy będę mogła ze spokojem oczekiwać rozpoczęcia akcji porodowej. Wiem, że wtedy nasz Mały Mężczyzna będzie bardziej gotowy do tego, by żyć na świecie, aniżeli teraz jest. 

Czekam też na koniec studiów, gdy będę mogła w końcu odpocząć. Jeśli komuś wydaje się, że studia zaoczne są łatwe - jest w wielkim błędzie. Wymagają sporo nauki, w większości samodzielnej, a wydaje mi się, że jest to bardzo trudne - raz: by uczyć się samodzielnie i dwa: by mieć w sobie tyle samodyscypliny, by temu podołać. 

Czekam też na cieplejsze dni, bo ostatnie chłody dały mi się we znaki. W mieszkaniu nie było ogrzewania, temperatura wynosiła około 17 stopni. Teraz jest lepiej - na dworze robi się cieplej, a i ktoś wpadł na pomysł, by przynajmniej na noc włączać ogrzewanie. 

Czekam jeszcze na kolejną wizytę u ginekologa. Mam nadal nadzieję, że usłyszę: proszę się nie martwić, wszystko jest w porządku. A jestem gotowa też na opcję: proszę leżeć i żyć jak księżniczka, by nie urodziła pani zbyt wcześnie. Z dwóch opcji: bycia optymistką i pesymistką wybieram... bycie realistką. 

Cieszę się...

Mam wrażenie, że bardzo smutny wydźwięk ma ten wpis, więc teraz dla równowagi: co mnie cieszy. Cieszę się, że na koniec kwietnia wybraliśmy się do arboretum, bo teraz nie wolno mi już takich rzeczy. Mogę wyjść na ławkę przed blok, albo do parku po drugiej stronie ulicy. Dobre i to - przynajmniej nie muszę leżeć przez cały czas. 

Cieszę się, że nie posłuchałam teściowej, która mówiła: po co już kupujecie? Wyprawkę zrobi się w lipcu. Cóż. Gdybym jej posłuchała, zostalibyśmy z niczym i albo V. kupowałby sam, albo musielibyśmy liczyć się z tym, że inni zrobią to za nas. A mimo wszystko to nasze dziecko i nasze decyzje nawet w kwestii koloru kocyka dla dziecka. Teściowej, ani nikomu innemu, nic do tego. 

Cieszę się tym, że nasza wyprawka jest gotowa. W chwili, w której to piszę, czyli wieczorem 31. maja, mogę powiedzieć, że mamy już praktycznie wszystko. Brakuje nam jedynie termometru i pluszaka dla Małego Człowieka, ale to już takie detale, bez których przez jakiś czas można się obyć. Cieszę się, że jeśli faktycznie urodzę wcześniej - nie muszę się martwić, że czegoś nam brakuje. 

Cieszę się, że zdążyłam spędzić Dzień Matki z mamą i babcią. Cieszę się, że zdążyłam spotkać się z przyjaciółkami. Cieszę się, że mam z kim porozmawiać, gdy tego potrzebuję. I cieszę się, że bliscy mnie wspierają w tych trudniejszych dla mnie chwilach. 

Pracuję nad...

Pracuję nad tym, by zdać wszystkie egzaminy na studiach, by doczytać zaczęte książki, dokończyć zaczęty serial, odpoczywać więcej i... 

Pracuję nadal nad sobą. Nadal uczę się odpuszczać i idzie mi to coraz lepiej. Chociażby dziś, gdy wróciliśmy z zakupów, zamiast je rozpakowywać usiadłam i odpoczywałam najpierw, bo tego mi było trzeba (i tak kazała moja ginekolożka). Odpuszczam czasem bycie produktywną na rzecz odpoczynku. Dziś właśnie mam taki dzień - nie robię nic na siłę, ale poczułam potrzebę pisania, więc powstaje ten tekst. Nie mam na to parcia. Robię wszystko wedle moich możliwości. 

Tęsknię za...

Tęsknię za morzem. Oglądam czasem zdjęcia na instagramie i tak sobie wzdycham do tego krajobrazu. Brakuje mi morza i już dawno nie widziałam go na żywo. Mam wrażenie, że te dwa lata to całe wieki i gdybym tylko miała bliżej... ale 500 km to jednak za dużo. Nie teraz. Może za rok. 

Tęsknię za czasem, w którym obrócenie się z boku na bok nie było z góry zaplanowanym przedsięwzięciem. Ciąża to piękny czas, ale naprawdę wyczerpujący. Nie jestem w stanie obciąć sobie paznokci u stóp, nie jestem w stanie założyć skarpetek na stojąco, sznurowanie butów jest trudne, a ubrań w które się jeszcze mieszczę - coraz mniej. To może tylko takie małe niedogodności, ale czasem naprawdę mam dość. I kocham tego Małego Człowieka całym sercem, choć jeszcze go nie widziałam. Jednak kochając go mogę mówić, że ciąża męczy - wejście po schodach jest problemem (szczególnie, że do naszego mieszkania mamy jakieś 5? schodów), przewrócenie z boku na bok jest problemem i spanie też, bo albo bolą mnie nogi, albo budzi pełny pęcherz, albo Mały Człowiek ma akurat fitness, bo w dzień nie ma na to czasu. 

Nie zrozum mnie źle: cieszę się, że dostałam szansę od życia i lekarze pomogli mi dojść do takiego zdrowia, bym mogła w tej ciąży być. Po prostu nie chcę udawać, że jest idealnie, a ja czuję się lekka jak puszysta chmurka i wzdycham do maleńkich bucików. Po pierwsze - buciki dla dziecka które nie chodzi są zbędne, a po drugie: skończmy już z mitem, że ciąża to ten "błogosławiony" stan. Ciąża jest wyczerpująca dla organizmu. Naprawdę. 

Chciałabym...

Najbardziej chciałabym być już po sesji. Ogólnie nie przerażają mnie egzaminy, ale chciałabym już znać ich wyniki i wiedzieć, że do października ma spokój. Walczę o zaliczenia w pierwszych terminach, by potem cieszyć się macierzyństwem bez widma poprawek we wrześniu. 

Chciałabym też móc wychodzić każdego dnia do parku, by poczytać książkę. Tak sobie teraz o tym pomyślałam i tak właśnie zrobię, jeśli tylko pogoda będzie na to pozwalać. Park mam blisko, więc te parę kroków nie będzie nadmiarem, a przynajmniej posiedzę gdzie indziej niż przy biurku lub na kanapie. Świeże powietrze (ach, te świeże spaliny!) także nie zaszkodzi. 

Czytam... Oglądam...

W piątek miał ukazać się wpis z podsumowaniem kulturalnym, ale nie miałam na to kompletnie siły. Po wizycie u ginekologa potrzebowałam sobie pewne rzeczy poukładać w głowie. Potrzebowałam też odpoczynku oraz musiałam uczyć się do egzaminów. Pouczyłam się więc, a potem odpoczynek wygrał z terminowością tekstu. Gdy tylko go napiszę, uzupełnię ten wpis o link. Proszę o cierpliwość :)

Najważniejsze wydarzenie...

Może zabrzmi to, jakbym była materialistką, ale nie jestem. Nie lubię też nadmiernego konsumpcjonizmu. Ale najważniejszym dla mnie wydarzeniem był moment odebrania ze sklepu żółtego kocyka dla Małego Mężczyzny. Dlaczego? Bo to oznacza, że wyprawka jest gotowa, a co za tym idzie - i my jesteśmy gotowi na każdą ewentualność. Wzięcie tego kocyka w ręce otworzyło kolejny rozdział w moim życiu: oczekiwania. Wcześniej był rozdział szykowania wyprawki i wszystko kręciło się wokół tego. Teraz mogę odetchnąć. 

Tak teraz sobie przypomniałam, że udało nam się zwiedzić Zamek Książąt Oleśnickich, gdy jeszcze mogłam spacerować dowoli. Choć brzuch ciążył i zadyszka nie pozwoliła mi zobaczyć wszystkiego i tak cieszę się, że mieliśmy okazję się tam wybrać. 


Uff, długi ten tekst dziś wyszedł. Troszkę smutniejszy niż zwykle, ale takie emocje mi teraz towarzyszą - zmęczenie i strach. Ale też radość i mam nadzieję, że przebijały tu jej promienie tak, jak promienie słońca próbują się przebić, by dać nam nadzieję na cieplejsze (lepsze) dni. 


Jeśli chcesz, napisz w komentarzu, co dobrego (lub niedobrego) spotkało cię w maju!

Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!

Komentarze

  1. Mnie maj minął szybko, jak każdy miesiąc tego roku.. A czas ucieka :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem trzeba wylać czasem z siebie emocje, zwłaszcza jak się za dużo nagromadzi. U mnie ostatnio sporo trudnych sytuacji i tak się to we mnie za bardzo skumulowało, że ostatnio chodzę dosyć przybita. Jakoś tak nie mam odwagi dzielić się wszystkim w Internecie, bo nie chcę być odebrana, że narzekam.
    Mam nadzieję, że u Ciebie (i u mnie) nie długo będzie więcej tych pozytywnych emocji. A i ja też bardzo tęsknię za morzem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś jest z tym majem, bo też załatwiłam sobie nadgarstek ;) Chociaż ja akurat zawsze maj lubiłam, wnosił wiele pozytywów w moje życie - jedynie w tym roku słabo wyszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie maj minął szybciutko. Tak szybko te miesiące mijają, że nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie pamiętam maja ;) Już niebawem będzie Twój Skarb <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. Wszystkie Twoje słowa motywują mnie do dalszego działania. Jeśli blog Ci się spodobał, koniecznie zaobserwuj i bądź na bieżąco!