Co przybyło w październiku?
Jeśli stoisz, to usiądź. A najlepiej złap się czegoś, bo takich liczb na blogu o minimalizmie na pewno się nie spodziewałaś.
W listopadzie przybyło nam dokładnie... 95 rzeczy. Tak, wiem jaka to jest liczba. I sama jestem w szoku, bo prawdę powiedziawszy, nie potrafiłabym wymienić z pamięci nawet połowy z tego. Ale po to mam swoje zapiski. Przeanalizujmy je więc z podziałem na kategorie.
Rzeczy dla Małego Człowieka:
- 4 kolorowanki,
- 5 książeczek,
- medal (wkleję go do albumu, bo to papierowy medal),
- buty przejściowe na jesień i cieplejszą zimę,
- kapcie (z poprzednich wyrósł),
- czapka i szalik (powód jak wyżej),
- 3 pary spodni do spania (jak wyżej),
- 4 pary spodni na co dzień (jak wyżej),
- 3 koszulki (bo znalazłam na Vinted w auta, a on kocha auta i mogłam go uszczęśliwić, a to jest dla mnie ważniejsze niż radykalny minimalizm),
- 7 bluzek na długi rękaw (cienkie, kilka poszło do spania, a kilka do chodzenia),
- farby (prezent od teściowej),
- 10 mazaków (liczę osobno, bo też osobno liczę, jak się wypisują i je wyrzucam),
- blok do malowania,
- „puzzle” planety (wyrywanka, z której Mały Człowiek zrobił sobie „puzzle”),
- 5 ubranek różnego rodzaju, które są za duże, poliestrowe i ciepłe, a do których maluch dorośnie raczej latem najszybciej (kolejny „trafiony” prezent od teściowej).
U Małego Człowieka musieliśmy wymienić ubranka na większy rozmiar, więc tutaj jak najbardziej wszystko jest uzasadnione (oprócz ubranek od teściowej, która w ogóle nie słucha, co się do niej mówi).
Książeczki, kolorowanki, mazaki itd. zawsze spoko, bo maluch je uwielbia. Korzystamy codziennie. Medal dostał w prezencie na dzień chłopaka, ale zapomniałam go wyjąć z torebki, więc doliczyłam w październiku. No i w sumie tutaj na tym się kończy.
Do domu:
- opakowanie papierowych foremek do babeczek (wykorzystam do rękodzieła, bo dostaliśmy od teściowej, a do babeczek używam silikonowych foremek),
- poduszka z łuską gryki (dla męża),
- 2 olejki eteryczne z drzewa herbacianego (do prania),
- 14 baterii (zastanawiałam się, jak je liczyć, ale skoro wyrzucane liczę na sztuki, to tu też tak trzeba),
- 3 pojemniki (na „chemię”, czyli sodę, proszek do prania i kwasek cytrynowy),
- ciśnieniomierz (bo mama chciała się pozbyć, a nam się przyda).
Teściowa uwielbia nas uszczęśliwiać na siłę, ale nauczyłam się już, że oddaję jej wszystko, czego nie chcę. Wiem, że prezenty powinno się przyjmować, ale ona za każdym razem przyjeżdża z kilkoma wielkimi torbami, a my nie jesteśmy graciarnią do trzymania tego, co jej nie potrzebne lub czym chce nas na siłę uszczęśliwić. Dlatego tym razem zostawiłam jedynie foremki do babeczek, bo są białe i myślę jak je wykorzystać do rękodzieła na zimę.
Poduszkę z łuską gryki już jedną mieliśmy. Dostał ją mój mąż, ale w końcu oddał mi. Po paru miesiąc stwierdził, że jednak druga będzie potrzebna. Ja zatrzymałam tamtą starą, bo spałam na niej więcej, a on dostał nową.
O tym, jak wykorzystuję olejki eteryczne do prania napiszę już niedługo. W sumie od razu zaplanuję sobie ten wpis, bo znów zapomnę! Przy okazji pokażę Ci te pojemniki na proszek itd., bo są śliczne i łazienka wygląda z nimi o niebo lepiej.
Baterie były potrzebne do różnych celów: ciśnieniomierza, wagi, misia z projektorem gwiazdek.
Dla mnie:
- 5 bluzek dla mnie (dokupiłam parę ubrań na jesień, co było podyktowane prawdziwą potrzebą. W pewnym momencie naprawdę nie miałam co na siebie włożyć, bo wszystkie cieplejsze ubrania były w praniu),
- 5 kosmetyków (uzupełniłam to, co się kończyło lub skończyło: krem i serum do twarzy, żel do stylizacji włosów itd.),
- szczotka (moja poprzednia była już baaaaardzo stara),
- grzebień (poprzedni złamał Mały Człowiek),
- słuchawki bezprzewodowe + 2 kable do nich + instrukcja + pudełko + woreczek materiałowy.
Wspomnę jeszcze tylko o słuchawkach. Miałam jedynie takie od telefonu z kablem tak powyginanym, że nie da się go już wyprostować. Dźwięk tragiczny. Gdy szłam po Małego Człowieka do żłobka, połowy nie słyszałam. Wypadały mi z uszu. W końcu zdecydowałam się na takie nauszne bezprzewodowe i kocham je miłością nieskończoną. Napiszę o nich na drugim blogu www.zaplanujrownowage.pl (przy okazji wspomnę, jak wykorzystuję je do rozwoju i do zachowania równowagi w życiu).
Inne:
- 3 folie do paczek (np. po puzzlach),
- 4 pudełka (po paczkach itd.).
Tak, liczę takie rzeczy, bo zajmują miejsce przez cały ten czas, aż nie przydadzą się do wysyłki. Gdy coś wysyłam, też liczę to, co zużyłam. Więc wszystko jest ogarnięte.
Czego się pozbyłam w październiku?
Październik stanął pod znakiem porządnego odgracania. Pracowałam z książką „Prosta organizacja”, o której niedługo napiszę więcej. Udało mi się ogarnąć łazienkę i kuchnię, większość sypialni i salonu. Jeszcze troszkę przede mną. A tym czasem pozbyłam się 160 rzeczy.
Małego Człowieka:
- kapcie (za małe i zniszczone),
- 4 piłeczki (silikonowe, miał ich zdecydowanie za dużo, a te były najbardziej zużyte),
- 6 opakowań ciastoliny (wyobraź sobie, że spleśniała),
- 2 ubranka (sprzedane),
- 2 pary skarpetek (wyrzucone),
- kombinezon zimowy (sprzedany),
- jeździk (dostał w prezencie, ale z niego nie korzystał przez prawie pół roku, sprzedany),
- 9 naklejek (zniszczone, on je traktuje jako wielorazowe, układa, przykleja, odkleja, wozi autami),
- 5 kolorowanek (całe zamalowane).
Moje:
- buty (w końcu dojrzałam do tego, by po dwóch latach nienoszenia wyrzucić Martensy, które były już tak zniszczone, że nawet za darmo bym ich nikomu nie oddała, bo wstyd),
- sznurówki (zapasowe do Martensów w kolorze, z którego już bym nie skorzystała),
- fleki od butów, których już nie mam,
- pióro (nie piszę piórem od wielu lat i to się nie zmieni),
- szczotka do włosów (ta stara, zniszczona),
- 2 książki (sprzedane),
- korektor do makijażu (nie używałam go, a mamie podpasował),
- 2 bransoletki (sprzedane, nigdy nieużywane),
- mazak (zużyty),
- 7 kosmetyków (zużytych lub mocno przeterminowanych),
- grzebień (złamany, bo tym jak Mały Człowiek go zrzucił z półki),
- mokre chusteczki do rąk z torebki (wyschły),
- karteczki post-it (zużyte),
- 3 teczki (zniszczone, niepotrzebne),
- papiery, rysunki, dyplomy (takie ilości, że nawet ich nie liczyłam; zostawiłam tylko te, które chciałam),
- 2 dyplomy w formie desek (kiedyś wygrywałam mnóstwo konkursów),
- brudne folijki-koszulki na dokumenty,
- ulotki,
- obraz na płótnie,
- zdjęcia,
- ramka na zdjęcia (zepsuta),
- 9 spinek do włosów,
- zestaw wsuwek do koków,
- gumka do włosów,
- 2 mini zszywacze.
Domowe:
- kubek (był pęknięty i robił za wazon dla kwiatów z bibuły),
- 3 ozdoby (nie pamiętam jakie, ale nie były używane na pewno),
- lampa (za Chiny nie przypomnę sobie jaka! edit: podczas robienia korekty przypomniałam sobie, że chodziło o taką od statywu),
- tuba po musli (była używana wielokrotnie, dlatego ją liczę),
- waciki (takie jednorazowe, oddałam mamie, bo sama nie używam),
- klamerki (oddałam mamie, nie wiem ile sztuk),
- mata sportowa (zaczęła się sypać),
- ręcznik techniczny (taki do podłóg itd., zaczął się sypać i drzeć),
- olejek eteryczny (zużyty),
- orzechy (włoskie i laskowe, spleśniały),
- słoik,
- atomizer (miałam taki po naturalnym środku do sprzątania, ale zaczął przeciekać),
- świeczka (bukiet kwiatów, zniszczony i obtłuczony, miał już jakieś 9 lat),
- 5 kieliszków do syropów (jeden w zupełności wystarczy),
- 17 ściereczek z pieluchy flanelowej,
- 10 wacików wielorazowych z pieluchy flanelowej,
- 2 poduszki (stare, zniszczone),
- pościel (zniszczona),
- torebki papierowe po kalendarzu adwentowym,
- drzewo diy,
- papiery (niepotrzebne dokumenty itd.),
- przeterminowany lek,
- termometr,
- pończochy uciskowe.
Inne:
- odblask (nieużywany nigdy),
- kwiaty z bibuły (przez kilka lat zdobiły nam dom, ale już były bardzo zniszczone),
- boki od maty piankowej (mata jest już dość zniszczona i nie sprzedamy jej dalej, więc boczki nie będą potrzebne),
- obciążnik do balonów (niepotrzebny),
- nerka (taka torebka, sprzedana),
- 13 pudełek (do przesyłek),
- 4 folie (do przesyłek),
- torebka prezentowa,
- opakowanie po gumkach do włosów (zalegało w łazience),
- peleryna przeciwdeszczowa (mąż założył na rower, gdy jechał do pracy, a ona się rozerwała).
Tutaj nie będę się rozpisywać osobno, bo w większości napisałam przy przedmiotach co i dlaczego zniknęło z naszego domu. Jestem z tego dumna, bo łącznie wyszły nam 65 rzeczy mniej, a to najlepszy wynik od początku moich zapisków.
Teraz mam tylko nadzieję, że w listopadzie nie przybędzie za dużo nowych rzeczy. Trzymaj kciuki!
A jak to wygląda u Ciebie? Podoba Ci się ta seria? Daj znać w komentarzu!
Trzymaj się ciepło i do zobaczenia!
Wow, niesamowite statystyki! Chyba z okazji porządków na Święta zrobię sobie takie podsumowanie
OdpowiedzUsuńAż jestem ciekawa Twoich :)
UsuńDawno mnie nie było w blogosferze. Widzę, że u Ciebie jakaś nowa ciekawa seria. Liczby robią wrażenie :D
OdpowiedzUsuńByła nowa seria, ale na razie bloga zawieszam do odwołania :)
Usuń