Pamiętam jak pod postem o SLOW LIFE zawrzało. Że się nie znam. Że nikt nie ma na nic czasu. Że pójdę do pracy to zobaczę. Że będę miała dzieci to w ogóle czasu nie będę miała. Że w sumie to nie powinnam o tym pisać, bo Polacy tacy nieszczęśliwi i ja im humor psuję jeszcze bardziej. I wiecie co? Mam to wszystko gdzieś. Poszłam do pracy. I nadal mam moje slow life. I nadal mam czas na wszystko.
Na razie miałam okazję pracować tylko na drugich i pierwszych zmianach. Nocki jeszcze przede mną i muszę powiedzieć, że się ich boję. Ale będzie co będzie!
Drugie zmiany
To mój faworyt. Naprawdę. Wstaję rano, między szóstą a siódmą. Mój wewnętrzny zegar mi tak każe. Wyleguję się w łóżku, przeglądam internet, miziam się z kotami i przytulam z moim P. Powoli, spokojnie wstaję, gdy mam taką ochotę. Robię herbatę i spokojnie ją wypijam. Potem jem sobie śniadanie, ogarniam mieszkanie. Sprzątam aktualne pomieszczenie (np. w poniedziałek jest to kuchnia). Potem albo chwilę odpoczywam, albo piszę dla was post, albo czytam. Uczę się języków obcych - w porównaniu z rokiem szkolnym przybyły dwa i teraz są cztery. Dodatkowo czasem ćwiczę i to chcę zmienić, bo zaczęłam się lenić. Robię resztę rzeczy z listy. Potem obiad, makijaż i jedziemy do pracy - koło 13. Po pracy myję się, odpoczywam, jem. I tak zdążyłam zrobić wszystko, co chciałam.
Pierwsze zmiany
Tu było troszkę gorzej przez upały, bo mnie poniewierały totalnie i nie miałam na nic siły, ale strategia jest jedna. Jeśli nie mam siły - nie robię nic, czego robić nie trzeba.
Ale od początku. Wstaję o 4 rano, przeważnie wypoczęta. Tak, ja mogę wstawać tak wcześnie i nie narzekać, że jestem padnięta. Spać chodzę koło dwudziestej pierwszej, drugiej. Ubieram się. Miziam koty. Idę do łazienki na spokojnie się ogarnąć. Robię makijaż taki, na jaki mam ochotę. Czasem jest to 15 minut, a czasem pół godziny. Czeszę się. I tu też dowolność. Ostatnio poszalałam i zrobiłam luźnego koka z warkoczy. Jak mam ochotę, coś jem. Herbata obowiązkowo. Jadę spokojnie do pracy, wcześniej. Tak pogadam z nowymi znajomymi (dobra... jestem najmłodsza. Większość jest dwa razu starsza ode mnie, albo nawet bardziej). Po pracy wracam w korkach i stosunkowo późno jestem w domu (kończę o 14, a przed 15 jestem. Mam 20 km). Robię obiad (lub tylko go jem, jeśli jest z poprzedniego dnia). Uznajmy, że mam siłę. Czytam, uczę się języków, piszę na bloga, wychodzę z domu na rynek (postawili kurtyny wodne i można się schłodzić), jem, ćwiczę, robię zakupy, sprzątam, oglądam youtuby. Dawno nie czytałam blogów, ale bardziej ze względu na to, że mi się nie chciało. Dziś chyba zacznę nadrabiać, o ile nie znajdę czegoś innego do roboty. Wieczorem ogarniam się, myję, dbam o siebie (maseczki itp.). Kładę się do łóżka, przeglądam internet. I śpię.
Dlaczego więc mam czas na wszystko, skoro nikt nigdy czasu na nic nie ma?
Po pierwsze ustalam sobie priorytety. Jeśli źle się czuję, skupiam się na odpoczynku i na ważnych rzeczach. Jeśli mam siłę, decyduję na co w pierwszej kolejności poświęcić czas. Jeśli to środa lub piątek - blog ma pierwszeństwo. Czasem będzie to pranie, sprzątanie i gotowanie, a czasem popołudnie z hiszpańskim.
Po drugie nie przemęczam się. Nie latam z miotłą cały dzień. Nie sprzątam każdego dnia. Nie gotuję obiadów każdego dnia (robię to raz na dwa lub trzy dni). Nie wmawiam sobie, że muszę być wykończona i nie mieć czasu, bo inni tak mają.
Po trzecie wcześnie wstaję. Lubię to robić i wtedy też mam więcej czasu na wszystko. Mam czas na mój slow poranek. Mam czas na herbatę, leżenie, przytulanie. Mam czas na relaks.
Po czwarte właśnie relaks. Każdego dnia sporo odpoczywam po pracy. Nie, nie pracuję w biurze. Pracuję fizycznie, na produkcji. I jestem z siebie dumna, bo daję radę. Tak, jestem zmęczona. Ale też zadowolona, że dałam radę kolejny dzień.
Po piąte o czym wiele kobiet zapomina - NIE MIESZKAM SAMA. Tak. Naprawdę. Nie muszę zmywać. Może to zrobić facet. Nie muszę odkurzać - też on może to zrobić. On też tu mieszka, on też o dom dba. To nie hotel, że ja latam za pięciu, a pan sobie leży na kanapie i pije piwko. Jeśli tak macie - współczuję. My oboje pracujemy, akurat w tej samej firmie. Oboje dbamy o dom, o koty i o siebie.
Po szóste w weekend nie daję sobie nadmiaru obowiązków. Jadę nad wolę, lenię się na kanapie, robię spa czy manicure. Mam czas na odpoczynek, a nie sprzątanie od rana do wieczora.
I to tylko tyle z moich sposobów. A jakie są wasze?
ja niestety nie umiem wcześnie wstawać :(
OdpowiedzUsuńnie przejmuj się - każdy jest inny :)
UsuńRównież walczę ze sobą, aby wcześniej wstawać. Raz się udaje a raz...nie do końca;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
ważne, że się starasz :)
UsuńNie cierpię II zmian :) uwielbiałam na rano, choć nie raz ciężko było wstać.
OdpowiedzUsuńto zupełnie odwrotnie do mnie ;)
UsuńNa razie jeszcze mogę sobie pospać to korzystam, ale niedługo się mi to błogie leńistwo skończy niestety :-)
OdpowiedzUsuńja teraz mam wolne właśnie, ale zaraz wracamy do realiów ;)
UsuńMądry post,najwazniejsze to priorytety☺
OdpowiedzUsuń:)
UsuńTo super, ze znajdujesz czas na tak wiele spraw. Ja tez uważam, że podstawa to dobra organizacja. Reszta pójdzie z górki, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWow no nieźle jesteś zorganizowana, bardzo zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń