Szkołę skończyłam w kwietniu. Naprawdę ją lubiłam, tę ostatnią. Nauka jest dla mnie bardzo ważna, jednak, gdy tę szkołę skończyłam (a w summie to nawet, gdy jeszcze do niej chodziłam) natknęłam się na parę totalnych absurdów i dziwnych rzeczy, których pojąć nie mogę. Chciałabym się z wami podzielić moimi przemyśleniami oraz doświadczeniami. Jeśli macie swoje - piszcie. Zawsze chętnie czytam komentarze i na nie odpowiadam.
SZKOŁA PODSTAWOWA
Ilość książek i klasach 1-3 mnie przeraża. Mój brat, gdy zmieniał podręczniki, musiał wziąć ze sobą dwa komplety. Fakt, mieli 5 kompletów na rok, książki były więc dość cienkie. Ale, jeśli dziecko ma wziąć: podręcznik, karty pracy polonistyczne, karty pracy matematyczne, książkę do religii, do angielskiego dwie, do plastyki oraz zajęć informatycznych i to wszystko razy dwa (bo skoro zmieniamy podręczniki, to jeden jest skończony, inny nie, nośmy na wszelki wypadek wszystko). Gdy on chodził do 3 klasy, ja chodziłam do 2 technikum. Moja torba była lżejsza od jego plecaka.
Ocenianie talentu. Z muzyki nigdy nie mogłam mieć wysokiej oceny, bo nie potrafiłam ładnie śpiewać. Przykro mi do tej pory, że nie potrafię tego ładnie robić, bo teksty piosenek wchodzą mi do głowy bardzo szybko. Ale dobra, przebolałam. Technika, rysunek, ocena trzy lub cztery, bo pani nie podoba się taki styl rysowania. Bo ona lubi, gdy kontury elementów są zaznaczone ciemnym kolorem, a środek wypełniony jasnym (w obu przypadkach jest to np. zielony, ale różne odcienie). A że ja rysowaniem już wtedy powoli się zajmowałam, to bolało mnie to strasznie. Ale niby o gustach się nie dyskutuje.
Zakaz noszenia telefonów. Tutaj akurat się z zakazem zgodzę, bo dzieci mają się ze sobą bawić i rozmawiać, a nie grać na telefonach na przerwach, czy nie daj boże na lekcjach. Ale mieliśmy tai przypadek, gdzie szukaliśmy mojego brata po całym mieście, bo przez ponad godzinę nie wrócił ze szkoły.Wiadomo, jakie mamy teraz czasy i wyobrażaliśmy sobie różne rzeczy. A co się stało? Nauczyciel stwierdził, że dzieci zostaną na SKS, bo on akurat ma takie widzimisię. Dzieci bez telefonów - rodziców nie powiadomiły. Nauczyciel też nie raczył...
Religia w szkołach. To absurd nad absurdy. Mój P. miał niesamowity przypadek. Wspomniał swojej siostrze zakonnej od religii, że jego mamusia pracuje w niedziele. Dodał też, że jest pielęgniarką na chirurgii i walczy o życie ludzi. Siostra kazała mu przyjść do szkoły z mamą. Gdy ta do niej przyszła, dowiedziała się, że ma sobie lepszą pracę znaleźć, bo daje dzieciom zły przykład. Niedziela jest od chodzenia do kościoła, a nie pracowania. Ciekawe, jak długo ta siostra tak myślała. Pewnie, aż nie trafiła do szpitala...
Basen. W czwartej klasie podstawówki jeździliśmy na basen. Świetne zajęcia, dużo nas nauczyły. Dziewczynki jeszcze raczej okresu nie miały, więc nie było większych problemów. Raczej nie miały. Bo jedna nasza koleżanka już miała. Zgłosiła to nauczycielce, a ta kazała jej siedzieć w wodzie i nie wymyślać. Ma pływać i tyle. A co najlepsze, ta sama nauczycielka nigdy do basenu nie weszła...
GIMNAZJUM
Palenie papierosów. Nauczyciele powszechnie wiedzieli, że uczniowie latali na papierosy. Widać ich było z każdej strony. Myśleli, że jak z jednej strony są osłonięci drzewami, to ich nie widać. Dziwi mnie to, że nauczyciele nic sobie z tego nie robili. A wystarczyło postawić dyżurujących nauczycieli w strategicznych miejscach i już było by po problemie. No, ale lepiej było udawać, że nic się nie dzieje.
Wzorowe zaangażowanie nauczycieli w nauczanie. Fajnie, że choć kilku takich było. Ale dwóch mieliśmy totalnie z kosmosu. Chemia. Świetna nauczycielka, niestety już nie żyje... Zaczęła chorować, gdy byliśmy w trzeciej klasie gimnazjum. Przyszła inna na zastępstwo i uraczyła nas na wstępie tekstem: ja tu jestem na zastępstwo, więc mam gdzieś, co robicie. Przypomnę tylko, że parę miesięcy później był egzamin gimnazjalny. Tak, z chemii też. Napisana była najsłabiej, a wina spadła na nas. Niemiecki. Teraz znam ten język dobrze. Ale w gimnazjum nie nauczyłam się praktycznie niczego. Lekcje przeprowadzane w taki sposób: róbcie, co chcecie. Na sprawdzianach ściągi z podręcznika, bo przecież na lekcjach niczego i tak nie było.
Sprzeczność nad sprzecznościami. Koleżanka dostała dwóję z pracy klasowej ze Starego Człowieka i Morza. Za co? Za to, że jako synonimu RYBA użyła ZWIERZĘ. No tak, bo ryba należy do królestwa wirusów... Tymczasem na biologii uczyli nas, ze królestwo zwierząt dzieli się na: ryby, płazy, gady, ssaki. Inna sprzeczność? Na polskim nauczycielka mówiła nam, że rośliny nie są organizmem żywym. Tak to jest, jak polonistka bierze się za coś, do czego nie ma kompetencji.
Wychowanie seksualne. A raczej do życia w rodzinie. No, ale ta rodzina to skądś się bierze. To w sumie temat na zupełnie oddzielny post, ale wspomnę. Gdy wybuchła u nas pewna afera, wezwano położną, która miała nas uświadamiać o seksie. Owszem, przez dwie godziny (!) nas bardzo uświadomiła. Najpierw nieudolnie wyjaśniła nam, że są chłopcy i dziewczęta i że się między sobą różnimy. Potem dowiedzieliśmy się, że powinniśmy się myć. A w średniowieczu kobiety myły się raz na dwa tygodnie lub rzadziej. A na koniec poopowiadała nam, że są podpaski i tampony i wyjaśniła, do czego to służy. Także ten...
SZKOŁA ŚREDNIA
Bardzo przemyślany plan zajęć. W pierwszej klasie miałam coś koło 22 przedmiotów. Może i nawet więcej, teraz dokładnie nie pamiętam. Oczywiście chemię, fizykę, biologię, wok mieliśmy raz w tygodniu. W ten sam dzień. Rozdziały w podręcznikach miały bardzo podobne ilości tematów. Więc, albo były 3-4 sprawdziany w jeden dzień, albo (zgodnie ze statutem) jeden dziennie, ale za to ponad miesiąc po omówieniu tematów. Więc i tak było źle i tak.
Historia i społeczeństwo. Najdurniejszy przedmiot. Cztery podręczniki. Każdy: starożytność, średniowiecze, nowożytność i współczesność. Ciągle te same. Wspomnę jeszcze, że historia była jeszcze drugim, odrębnym przedmiotem. Pani mieszała nam kartkówki (bo miała pokserowane dla każdej książki). Dawała nam niby na ten sam temat, ale z innego podręcznika. A w każdym z nich były podane inne informacje. Gdy dostawaliśmy jedynki - była to nasza wina, bo mogliśmy się domyślić. Oczywiście, jeszcze głównym tekstem było, że na maturze na pewno wybierzemy historię, więc mamy się jej uczyć.
Rozpiska podręczników. Jeśli ktoś chciał kupić podręczniki wcześniej, mógł to zrobić, ponieważ na stronie szkoły widniała rozpiska. Aktualna z oznaczonym rokiem szkolnym. No, to kupowaliśmy. Apotem nauczyciele mówi, że im się te podręczniki nie podobają, więc mamy kupić jakieś inne. Naprawdę nie rozumieli, że niektórych nie stać na kolejne wydatki.
Długa przerwa. Kiedyś miałam zwolnienie z lekcji, akurat po trzeciej godzinie. Nie pamiętam czemu, ale chyba chodziło o dentystę. Dyżurni (mieliśmy takich) nie wypuścili mnie przez główne wyjście, więc poszłam tyłem. A tam zamknięta brama i woźny, który powiedział, że na długiej przerwie nie wolno opuszczać terenu szkoły. Mogę wyjść, ale dopiero, gdy przerwa się skończy (gdzie tu sens?). A kierowca autobusu na pewno będzie na mnie czekał. Na pewno.
Dyżurni przy drzwiach. Mieli służyć roznoszeniu ogłoszeń w po szkole, pomaganiu przybyłym z zewnątrz, by mogli trafić do odpowiedniego nauczyciela czy w odpowiednie miejsce w szkole. Mieli też na czas lekcji zamykać drzwi na klucz i otwierać tylko wchodzącym oraz pracownikom szkoły (wchodzącym i wychodzącym). Drzwi miały być zamknięte do końca 5 lekcji. A zdarzało nam się mieć w planie cztery lekcje. Nie mogli nas wtedy wypuścić ze szkoły.
Spóźnianie się. Gdy drzwi były zamknięte, a portier normalny, oczywiście można było wejść do szkoły po godzinie ósmej. Ale raz nie był normalny. Koleżanka przyjechała do szkoły na 9. Tak mieliśmy lekcje i, kto miał możliwość, przyjeżdżał później. Ja akurat nie miałam takiej możliwości. Przyjechała mniej więcej o 8:30, więc miała jeszcze sporo czasu do lekcji. Ale portier nie chciał wpuścić jej do szkoły, bo według niego spóźniający się nie mogą wejść...
Dorośli ludzie. Nie mogliśmy chodzić na lekcjach do toalety (na przykład na polskim), bo coś nam się stanie (toaleta były praktycznie na przeciwko klasy). Dodam, że kończąc technikum miałam 20 lat. I nie wolno mi było wyjść do toalety.
Kompetentni nauczyciele. Tu przytoczę język polski, choć takich zdarzało się więcej. Pani dyktowała nam notatkę: wydał swoją powieść 31 września. Zwróciliśmy jej uwagę, że wrzesień ma 30 dni. Na co nas wyśmiała, powiedziała, że ona wie lepiej i na pewno ma 31 i mamy się zacząć uczyć...
Jedno przekonanie. Ja rozumiem, że byłam w technikum handlowym, ale to była już przesada. Dowiedziałam się od nauczyciela, że MUSZĘ iść na Uniwersytet Ekonomiczny, bo to jedyna prawdziwa uczelnia. Gdy powiedziałam mu, że idę na filologię angielską, powiedział, że takich anglistów wychodzą setki z uczelni. Na moje słowa, że ekonomistów też, powiedział, że i tak MUSZĘ iść na te studia, bo to jedyny dobry zawód. Ciekawe, czy do lekarzy chodzi, bo przecież to nie jest prawdziwy zawód.
Zapowiadane hospitacje. To najdurniejsza rzecz, jaka się zdarzyła. Mieliśmy problemy z nauczycielką matematyki. Wspomnę, że zawsze miałam 5 i 6 z matmy, więc byłam dobrą uczennicą. Nie robiła ona na lekcjach praktycznie nic (jedno, dwa zadania, bez ćwiczeń itp.). Potem sprawdzian i jedynki. Ja uczyłam się sama w domu. Zgłaszaliśmy problem. No więc dyrekcja zapowiedziała hospitację i przybyli. Nie muszę wspominać, że lekcja była wzorowo przeprowadzona, a nam się dostało za kłamanie? Oczywiście problem był nadal, i po dwóch latach wywalczyliśmy zmianę nauczyciela. Nowa pani była załamana poziomem wiedzy oraz ilością materiału, który przerobiliśmy.
Dyplomy. Do tej pory nie otrzymałam suplementu do dyplomu technika. Osoba za to odpowiedzialna nawet nie wiedziała, że cke nam ich nie wysłało. Myślała, że już dostaliśmy i nie wiedziała, w czym jest problem. Ta sama wicedyrektorka, która zajmowała się egzaminem, zajmowała się także letnimi stażami w ubiegłym roku. Do tej pory nie wydała zaświadczeń, bo: nie ma na to czasy i uczniowie mają przyjść później. Staż był dokładnie 13 miesięcy temu. Ale spróbuj przynieść papierek dzień po terminie, to będą cię ścigać niczym przestępce.
A jakie wy znacie absurdy szkolne?
Ja również odnośnie wychodzenia ze szkoły, bawi mnie to że dorośli ludzie (liceum i technikum) nie mogą opuścić budynku w czasie przerwy, by wyjść choćby do sklepu który jest za rogiem. Nawet na własną odpowiedzialność, co mogłoby być umieszczone w regulaminie szkoły. Oczywiście i tak znajdujemy sposoby by wychodzić, co nie zmienia faktu że jest to zabronione, a w przypadku złapania- karane.
OdpowiedzUsuńSprawa z toaletą też śmiechu warta, jeden nauczyciel wypuści, inny nie. A żeby te toalety jeszcze wyposażone były... Tu braknie papieru, tu mydła, a najczęściej obu tych rzeczy. Wydaje mi się że są na to jakieś przepisy, bo jednak to podstawowe zasady higieny. Ale nie, lepiej pilnować wyjść ze szkoły...
z toaletami to prawda... zero mydła, nie ma w co rąk powycierać...
UsuńDawno skończyłam szkołę. Bardzo fajnie mi się czytało. Świetny pomysł na post. Często mnie też zszokowałaś. To chore, by nie móc wyjść do toalety. No parę razy aż szeroko otworzyłam oczy. Ty rób swoje, życzę Ci powodzenia na filologi angielskiej. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
UsuńW każdej szkole znajdą się jakieś absurdy. Cóż, każda szkoła żyje własnym życiem . :D
OdpowiedzUsuńracja :D
UsuńAz przypomnialy mi sie absurdy z moich szkol :D Wtedy drama, dzis mozna sie z tego smiac :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńEch, na każdym etapie edukacji absurd goni absurd. A teraz, jeszcze po tych reformach, dopiero jest tam ciekawie:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
oj tylko czekam na kolejny rok szkolny, jak 3 gimnazjum i 8 klasy pójdą razem do szkół średnich :D
UsuńJa pamiętam panią od biologii, która uczyła też w szkole religii i jak mieliśmy rozmawiać w gimnazjum na temat układu rozrodczego, to pani powiedziała nam, że zamiast lekcji obejrzymy sobie film, bo ona wolałaby o "tych zboczeniach" nie rozmawiać". W liceum chyba nie było dnia, żeby nie było lekcji od 8-15 czyli jakiś 8 lekcji dziennie. Pamiętam też wychowawczynię z LO, która podczas wyjazdu integracyjnego upominała nas, że alkohol ścina białko w mózgu a sama wieczorami piła wino z innymi nauczycielami. Chociaż i tak absurdem są te wszystkie egzaminy pod klucz, w których nie można wyrazić własnych opinii i odczuć, tylko trzeba się zastanawiać, co autor egzaminu miał na myśli. Niestety, na studiach nie jest lepiej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
dobre z biologią... zboczenia... a potem dziewczyny myślą, że od dotknięcia w dłoń w ciążę zajdą...
UsuńNiektóre aspekty są naprawdę paradoksalne. Wiele osób tkwi w błędzie, bo nie chce się do tego przyznać. Dziwi mnie to, że portierzy w ogóle nie byli wyrozumiali, w mojej szkole na szczęście nie było z tym problemu. Wiadomo, trzeba dbać o kwestie bezpieczeństwa. Nauczyciele biorą odpowiedzialność za uczniów w trakcie lekcji, dlatego niektórzy nie wypuszczają do łazienki. Gdyby podczas opuszczenia klasy coś się komuś stało, to właśnie oni za to odpowiadają i jestem w stanie ich zrozumieć. Do wszystkiego trzeba podchodzić z rozsądkiem, no bo przecież nie będziemy przychodzić do szkoły na ósmą, jeśli zaczynamy lekcje o dziewiątej :)
OdpowiedzUsuńCzasami dziwi mnie bezsilność, bo przecież można takie rzeczy zgłosić. No i niestety często inni nie widzą problemu w paradoksalnych sytuacjach, które można rozwiązać w prosty sposób.
Pozdrawiam,
https://www.monabednarska.com/
u nas było zgłaszane (matematyczka) przez nas i przez rodziców i co? na hospitacji (zapowiedzianej oczywiście wcześniej) wszystko było w porządku, a nam kazali się wziąć do nauki...
UsuńObecnie jestem w ostatniej klasie, więc mam już bliżej niż dalej. Nie mam dyżurów już, skończyły się w mojej drugiej klasie lo. Można sobie czasami wyjść. Mnie bardziej irytują zastępstwa, nic na nich nie robimy a i tak musimy siedzieć. His to na serio najbardziej bezsensowny przedmiot... nie lubię go bardzo :D
OdpowiedzUsuńnajlepsze to było zastępstwa na 8 lekcji: biblioteka/świetlica. A czemu nie możemy iść do domu?
Usuń